Anis biszkoptowa labradorka znaleziona w lesie.

to co nie mieści się w pozostałych działach i o wszystkim co nie dotyczy leonbergerów

Moderator: Wroc_Luna

Awatar użytkownika
andante
aktywny leomaniak
aktywny leomaniak
Posty: 332
Rejestracja: 2009-11-14, 09:18
Lokalizacja: Poznań

Post autor: andante »

yack pisze:A co to za podpoznańska miejscowość którą tak zachwalasz ? Moze zgapię od Was gdzie jezdzić na spacery
BORÓWIEC - MOŚCIENICA


Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie
yack
super leomaniak
super leomaniak
Posty: 907
Rejestracja: 2008-08-20, 22:47
Lokalizacja: Swarzędz

Post autor: yack »

andante pisze:
yack pisze:A co to za podpoznańska miejscowość którą tak zachwalasz ? Moze zgapię od Was gdzie jezdzić na spacery
BORÓWIEC - MOŚCIENICA
Da się tam wykąpać psa ? Bo nigdy tam nie byłem a jak tak teraz patrzę to chyba jedno z najbliższych mi jeziorek(oprocz Malty i Swarzędzkiego w ktorych się nie da). Ino pewnie woda ta sama co w Kórniku, Błażewku ... jest choć trochę przejrzyście tam ? Kąpałeś tam jakiegoś czworonoga ?


Awatar użytkownika
abrus
super leomaniak
super leomaniak
Posty: 2393
Rejestracja: 2007-11-01, 00:47
Lokalizacja: Poznań
Kontakt:

Post autor: abrus »

Jacek - Tuczno po sezonie również idealne, no i masz w miarę blisko ;-)


yack
super leomaniak
super leomaniak
Posty: 907
Rejestracja: 2008-08-20, 22:47
Lokalizacja: Swarzędz

Post autor: yack »

No Tuczno fajne ale właśnie - poza sezonem. Po sezonie to też mamy czyściutką Lednogórę bo nie muszę po niej robić psu prysznica w domu i nie pachnie jak potwór z bagien. Ale w sezonie to wszędzie albo ludzie się kąpią i plażują albo wędkarze robią taki syf dookoła że szkoda gadać więc wybór niewielki. Zresztą do Borówca mam jakieś 10-15 minut tylko jakoś nigdy nie wiedziałem że tam też jest jeziorro :-)


Awatar użytkownika
abrus
super leomaniak
super leomaniak
Posty: 2393
Rejestracja: 2007-11-01, 00:47
Lokalizacja: Poznań
Kontakt:

Post autor: abrus »

Jest jeszcze małe jeziorko w Annowie - tam jest zakaz kąpieli ludzkiej - nie wiem, jak to wygląda w kwestii psiej. Moje psy pływały w żwirowni niedaleko mojego domu - zawsze się znalazło jakieś bezludne miejsce, bo tam spory areał wody i kilka zbiorników, to w przeciwną stronę niż Trzaskowo, w którym byliśmy 2 lata temu. Jak będę w Wlkp., to się umówimy na jakąś wspólną kąpiel :mrgreen:


yack
super leomaniak
super leomaniak
Posty: 907
Rejestracja: 2008-08-20, 22:47
Lokalizacja: Swarzędz

Post autor: yack »

No ale i tak do tej Mościenicy mam dużo bliżej. A my wtedy jednak byliśmy w tym Trzaskowie ?Poszliśmy tam jakiś czas temu co chyba Ci pisałem że w kazdym miejscu pozostawiane haczyki, żyłki, jakieś resztki ryb, zanęt i wogóle syf i stwierdziliśmy ze to chyba nie to samo bajoro co kiedyś bylismy razem z Tobą. Jakoś inaczej nam się zapamiętało. A obok jeszcze były jakieś bagna (pod lasem gdzieśtam) i kawałek dalej jakieś bajoro ale to dla koni.


Awatar użytkownika
andante
aktywny leomaniak
aktywny leomaniak
Posty: 332
Rejestracja: 2009-11-14, 09:18
Lokalizacja: Poznań

Post autor: andante »

Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję ale jeszcze nie ma nas w Poznaniu. Czasem uda mi się dorwać do komputera. Można tam kąpać psa, osobiście moje stadko tam kąpałem i widziałem inne psiaki korzystające z uroków jeziora. Sam również się kapałem i jak na razie żadnych zmian skórnych u siebie i syna nie zaobserwowałem. Ludzi mało bo i pogoda raczej nie zachęca do kąpieli, może się to teraz zmieni. A tak woda wyglądała na początku lata.

Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Ostatnio zmieniony 2011-08-20, 07:17 przez andante, łącznie zmieniany 1 raz.


Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie
Awatar użytkownika
andante
aktywny leomaniak
aktywny leomaniak
Posty: 332
Rejestracja: 2009-11-14, 09:18
Lokalizacja: Poznań

Post autor: andante »

No i skończyły się wakacje. Z tej okazji parę fotek naszego stada.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Pająk rozpiął sieć i jak widać na pokarmie z komarów miał się dobrze.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
To ja, Krosiu we własnej osobie. Witam wszystkich fanów po wakacjach.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Ten mój pan chyba naprawdę mnie lubi. Zafundował mi taką super dziewczynę.
Mogę ja bez obaw pacnąć łapą, uszczypnąć w policzek, przewrócić i gonić się z nią do woli.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Odpoczywamy. Tyle już przeszliśmy a panu wciąż mało. Może ktoś powinien mu patyka porzucać.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
No, ale ten jest mój. Niech sobie poszuka innego. No co, mało jest patyków w lesie?
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Ale się pan zdziwił gdy okazało się, że jesteśmy z Anis psami stróżującymi.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Smaczne te krzaki.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
O jakie dobre. Jeszcze sobie pogryzę.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Anis uważaj ta mgła mi się nie podoba. Masz rację Krosik, trzeba uważać.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Chyba widziałem padalca. Sporo tego jest w tych lasach.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Lubię ciebie Krosiu i ja ciebie też lubię. Aaaaaaaaach, Ooooooooch.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Chwila relaksu i idziemy dalej.


Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie
Awatar użytkownika
andante
aktywny leomaniak
aktywny leomaniak
Posty: 332
Rejestracja: 2009-11-14, 09:18
Lokalizacja: Poznań

Post autor: andante »

I jeszcze, wakacje widziane okiem Anis

Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Ten Kros to fajny kompan do zabawy.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Trochę dzisiaj gorąco, odpocznę sobie. Niech Krochu biega za patykami.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
To mój patyk, poszukaj sobie innego.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
O jak miło, cień i spokój.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Cichooo. jestem na warcie. Śpię sobie bo gorąco.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Wołaliście mnie? Czyżby to była pora kolacji?
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Pogoniłam łobuza, już u nie wróci,a cooo! Jestem psem stróżującym jak się patrzy.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Pan mówi, że jestem piękna, nie będę z nim polemizować.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Piłka jest moja i nikomu jej nie oddam, mam ja stale na oku.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Krochu zwiał do cienia ale my, dziewczyny, lubimy słoneczko.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Znakomity patyk, jak wybornie smakuje. Ciekawe co to za gatunek drewna, delicje!
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Dobrze,że mają zapas patyków. Jest z czego wybierać.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
A oto kilka moich portrecików.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Prawda, że jestem śliczna.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Tak odpoczywamy w czasie długich spacerów. Najlepiej do tego nadają się jagody.
Tylko pan potem zastanawia się czy przypadkiem my z Krosikiem nie jesteśmy dalmatyńczykami.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Kiedy Marcin wraca ze szkoły to wyprowadzam go na spacer. Lubię go, fajny z niego ludź.


Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie
yack
super leomaniak
super leomaniak
Posty: 907
Rejestracja: 2008-08-20, 22:47
Lokalizacja: Swarzędz

Post autor: yack »

Te piechole jakoś pasują do siebie. No i widać że są bardzo szczęśliwe


A w tej Twojej Mościenicy byliśmy - generalnie świetne tereny, piękna okolica i chyba bardzo przyjazni ludzie bo na jakieś 10 mijanych osób kilka powiedziało do nas "dzień dobry" a 2 zagadały o psa :-D :-D
Ale nie znalezlismy fajnego zejscia do wody - albo tereny prywatne albo tabliczke z zakazem kąpieli psów i do tego jeszcze kamera :)


Awatar użytkownika
gingerheaven
super leomaniak
super leomaniak
Posty: 6616
Rejestracja: 2007-11-15, 22:57
Lokalizacja: Polska
Kontakt:

Post autor: gingerheaven »

Piekne usmiechniete mordy _04_


[you] zycze Ci milego dnia:)))
Awatar użytkownika
andante
aktywny leomaniak
aktywny leomaniak
Posty: 332
Rejestracja: 2009-11-14, 09:18
Lokalizacja: Poznań

Post autor: andante »

yack pisze:A w tej Twojej Mościenicy byliśmy - generalnie świetne tereny, piękna okolica i chyba bardzo przyjazni ludzie bo na jakieś 10 mijanych osób kilka powiedziało do nas "dzień dobry" a 2 zagadały o psa
Ale nie znalezlismy fajnego zejscia do wody - albo tereny prywatne albo tabliczke z zakazem kąpieli psów i do tego jeszcze kamera :)
No tej kamery to się nie spodziewałem. :shock: :evil: A ludzie rzeczywiście, zdarzają się mili. A jak widzą takiego pięknego psa to myślę, że rzadko który by się nie uśmiechnął i zagadał.
A kiedy byliście tam na spacerku?


Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie
Awatar użytkownika
andante
aktywny leomaniak
aktywny leomaniak
Posty: 332
Rejestracja: 2009-11-14, 09:18
Lokalizacja: Poznań

Post autor: andante »

A tu trochę do pocztytania o naszych wakacyjnych przygodach.

Środa 06 Lipca 2011
No to jesteśmy na wakacjach. Przeprowadzka z Poznania z trzema psami to było wyzwanie logistyczne, któremu wspólnym wysiłkiem daliśmy radę. Krosik trochę marudził w czasie drogi ale ogólnie zachowywał się dobrze. Myszka trzy razy wymiotowała i z wielką ulgą powitała moment gdy mogła wysiąść i nie wsiadać więcej do samochodu.
Anis zachowywała się wzorowo, żadnych problemów nie sprawiała.

Sobota 23 Lipca 2011
Dni mijają bardzo szybko. Dopiero co było zakończenie roku szkolnego, a tym samym początek wakacji, a już mamy trzy tygodnie tego wspaniałego czasu za sobą.
Tak się składa, że również właśnie dzisiaj mijają trzy tygodnie od dnia kiedy w lipcowy wieczór w lesie odnalazłem Anis. Całe to przykre dla Anis zdarzenie będę pamiętał do końca życia. Ale życie toczy się dalej, nie warto rozpamiętywać złych zdarzeń tym bardziej, że dla Anis mimo wszystko sprawy ułożyły się pomyślnie. Marcin jak mógł starał się nie pokazywać, że bardzo mu zależy na tym, aby Anis została z nami na zawsze. Kiedy w jego obecności toczyła się rozmowa o oddaniu Anis, oczy robiły mu się duże i wilgotne, ale trzymał się bardzo dzielnie. Muszę uczciwie przyznać, Anis podbiła serca nas wszystkich. Co więcej, nawet Myszka przekonała się do niej. Zauważyłem, że Myszka coraz bardziej lubi bawić się z Anis. Obserwowanie ich gonitw po lesie to wspaniała rozrywka. Anis nie jest tak szybka jak Krosik i nie jest malamucia w zachowaniu. Tzn. jest łagodniejsza, bo Krosik jak się rozochoci to ho ho albo i gorzej. Sprostać Krochowi mógłby chyba jedynie drugi malamut. Ma chłopak siłę i szybkość, więc z kimś takim konkurować w biegu po patyk lub uprawiać zapasy to praktycznie żadna zabawa.
Naprawdę pozytywnie się zdziwiłem, że Anis została zaakceptowana przez Myszkę. Krochu od początku stwierdził, że Anis będzie super kumplem do.....do prawie wszystkiego. Oczywiście do wszystkiego prócz michy. Ich wspólnym zabawom, wręcz szaleństwom, nie ma końca. Widać, że Anis odnalazła się u nas i dobrze się z nami czuje. Kiedy Krosik przesadza, Anis podbiega do mnie i wpatruje się we mnie tymi swoimi cudnymi czami jakby chciała powiedzieć – mam dość, pomóż. No i pan pomaga. Nie tylko pan, ale cała ludzka część naszej sfory bierze Anis w obronę. Jednym z wielkich marzeń Marcina był biszkoptowy labek. W 2009 poszliśmy na wystawę psów w Poznaniu i oczywiście zaczęliśmy od labków.
Można powiedzieć, że labki były mi raczej obojętne. Gustuję w rasach dużych psów np. w leonbergerach, nowofundlandach, bernardynach i w psach północy, malamutach. A tu zdałem sobie sprawę, że już rozumiem dlaczego tak wielu ludzi chce mieć za przyjaciela labradora.
Na początku lipca wybrałem się z Krosem na rower. Wierzcie mi, byłem pełen mieszanych uczuć. Ale Krochu biegł przy rowerze, no, trochę przed rowerem, jakby nic innego w chwilach wolnych nie robił. Kiedyś na jednym ze spacerów nad Rusałką zauważyłem, że chciał się przyłączyć do rowerzysty i biec. Dało mi to do myślenia i postanowiłem zaryzykować.
Na spacerach uczyłem Krosiczka komend: idziemy, stój, w prawo, w lewo, prosto.
Ku mojej radości, Krosik załapał o co mi chodzi i podczas jazdy wykonywał owe komendy. Oczywiście szło mu to z lekkim wahaniem ale jednak pozytywnie mnie zaskoczył. Dopiero teraz przekonałem się, jak ważne jest powtarzanie tych samych czynności i komend i ile to daje w szkoleniu psa. (Podszedł teraz do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy jakby wiedział, że o nim piszę.) Oczywiście jazda na rowerze z Krosikiem u boku w lasach pełnych saren to nie sielanka. Raczej jest to forma sportu ekstremalnie ekstremalnego. Ani na sekundę nie można pozwolić sobie dekoncentrację. Podziwianie okolicy jest wysoce niebezpieczne, bo w sposób nagły i jakże bolesny, można zapoznać się bliżej niż by się chciało z ową okolicą. Kiedy Krosa uważnie się obserwuje to można z odpowiednim wyprzedzeniem zareagować na jego potrzebę pójścia w krzaczki.
Agata opowiedziała mi o swojej przygodzie z Mambunią i rowerem. Pamiętając o jej słowach, czekałem. No i mieliśmy swój pierwszy trudny moment. Nasze rowerowe spacery mają tak mniej więcej 10-15km. Na początku jedziemy lekko, nie za szybko około12km/h, co by się kawaler rozgrzał. Oczywiście Krosik chce od razu galopować ile sił w łapach. Muszę łobuza powstrzymywać. Tak po 2/3 dystansu, w miejscu dogodnym, rozwijamy prędkość około 22-25km/h. Wtedy Krochu galopuje najszybciej jak potrafi a ja się modlę by nic nie zwróciło jego uwagi.
No i nadszedł ten raz kiedy modlitwy nie pomogły, a przydały się umiejętności nabyte w dzieciństwie. Dzięki wrotkom i łyżwom mam wyrobione niezłe poczucie równowagi. Także w dzieciństwie bawiliśmy się z kolegami w żużel na rowerach oraz w cyrk rowerowy. Ów cyrk polegał na tym, że jeździło się w kółko jak na arenie cyrkowej, po rozpędzeniu się do odpowiedniej szybkości kierowało się rowerem za pomocą nóg, kładąc je na kierownicy i jednocześnie żonglując jakimiś przedmiotami. Ale żeby było trudniej, żonglowanie polegało na tym, że przedmioty w odpowiednim rytmie rzucało się do kolegi z tyłu a on do mnie. To była przednia zabawa. Może nie uwierzycie ale ani razu żaden z nas się nie przewrócił. Wracamy do Krocha i jego numeru.
Byliśmy w pełnym galopie kiedy Krochu zwęszył sarnę, bez ostrzeżenia rzucił się w bok by ją dogonić. W tej krytycznej chwili zaprocentowały umiejętności nabyte w dzieciństwie, poczucie równowagi i opanowanie roweru. Wszystko trwało mniej niż kilka sekund. Lewą ręką powstrzymałem Krosa, prawą hamowałem a resztą mego okazałego ciała balansowałem. Skończyło się na porządnym strachu, bez kontaktu z matką ziemią. Krochu patrzył na mnie, chyba zdziwiony faktem, że go zatrzymałem. A ja wciąż nie mogę uwierzyć, że nic mi się nie stało a cała przygoda tak szczęśliwie się dla mnie skończyła.
Zachęcony udanym eksperymentem rowerowym z Krosem w roli głównej, postanowiłem sprawdzić czy Anis da sobie radę i jak jej pójdzie. Dała ale była lekko zdziwiona, że musi biec przy rowerze. Z Anis wybraliśmy się na mikro spacer około1,8km. Z jej nadwagą to i tak dobry wynik. Ładnie biegła przy rowerze ale raczej nie będzie z niej długodystansowiec. Jak nie będzie się jej podobało bieganie przy rowerze to dam jej spokój.
Wzięło dzisiaj Krosa na kopanie. Od godziny kopie, przegryza korzenie i znów kopie, jest bardzo wytrwały w tej czynności. Myszka zwalcza osy, jest bardzo skuteczna. Jak na razie osy nic jej nie są w stanie zrobić i ponoszą duże straty, a Myszka z apetytem je konsumuje. Anis leży sobie przy mnie - musiałem przerwać pisanie bo psinom zebrało się na czułości i pan musiał trochę czasu poświęcić swoim czworonożnym milusińskim.
Trzy dni deszczu zrobiły swoje. Mimo chodzenia do lasu i biegania za patykami Krosa rozsadza energia. Tak, są chwile kiedy cała trójka biega po lesie bez smyczy. Patyki latają, psy szczęśliwe biegają, gonią się i zaczepiają zachęcając się wzajemnie do zabawy. Ale Krochowi to za mało. Kiedy Kros daje znać, że się znudził, zostaje zapięty a dziewczyny biegają dalej bo im mogę bardziej zaufać niż Krosikowi. Są bardziej karne a Krosik to niezależna natura i lubi chodzić swoimi drogami. Patyki latają na otwartej przestrzeni. Rok temu wycięli spory kawał lasu i tam mogę mieć psiurki kochane na oku i w porę interweniować gdy zajdzie taka potrzeba.
Mnie samego zdumiewa fakt, że Anis skradła nasze serca. Nikt z nas, poza Marcinem, nie przypuszczał, że będziemy zauroczeni labradorem.
W marcu byłem z Krosem nad Rusałką na psim wybiegu. Spotkaliśmy tam Tulę (niestety nie znam poprawnej pisowni tego imienia) niespełna roczną labradorkę biszkoptową. Kros i Tula świetnie się bawili. Patrząc na ich gonitwy i przepychanki pomyślałem, że dobrze byłoby gdyby Krosik miał taką koleżankę, z którą mógłby się tak bawić na co dzień. Nie minęło pół roku i Kros ma biszkoptową koleżankę z rodu labradorów i całymi dniami bawią się i dokazują.
Powiem Wam jeszcze, że gdy chodziłem z Krosem na długie spacery zwłaszcza w lesiste okolice, brałem ze sobą drugą smycz na wypadek gdybym znalazł jakiegoś psa. Z oczywistych względów teraz staram się już tak nie myśleć i nie zabieram dodatkowej smyczy na spacery.
Na koniec najważniejsze, Anis zostaje z nami. Kiedy powiedzieliśmy Marcinowi o naszej decyzji, to wierzcie mi, nie widzieliście szczęśliwszego dzieciaka.
Przy okazji, gdy będę miał dostęp do komputera, podzielę się dobrymi nowinami na forum.
Wtorek 26 Lipca 2011
Wczoraj odwiedził nas parotygodniowy kociak. Reakcja psów była bardzo gwałtowna. Ne przepadają za kotami. Ale pieski były na lince więc kociak był bezpieczny, ku ogromnemu niezadowoleniu psów. Cała okolica słyszała ich protest.
Kotek należy do tych odważnych, utrzymywał dystans ale nie był zestresowany. Jeszcze kilka razy nas odwiedzał, tzn. kompost, i sprawdzał czy znajdzie się dla niego coś smakowitego. Nazwałem go kamikadze ale Marcin uprościł imię kociaka i teraz nazywa się Kami.
To był dzień odwiedzin. Rano przyszedł z wizytą do Myszki york sąsiadów. W ubiegłym roku kilkakrotnie odwiedzali się z Myszką. York był raz u nas a Myszka kilka razy wybrała się z rewizytą, ku naszej irytacji. Głównie na samych siebie,że nie upilnowaliśmy dziewczyny. Ten york wabi się Zuzia. Zuzia gdy zobaczyła Krosa i Anis zrezygnowała z odwiedzin i wróciła do siebie.
Nie ma dnia bym się nie cieszył z tego, że Kros jest z nami. Szczególnie mocno odczuwam oną radość podczas 10-kilometrowych spacerów. Po spacerku Anis pada a Krosiul po chwili odpoczynku mógłby przebyć drugi taki dystans. By ułatwić sobie sprawę z plączącymi mi się pod nogami linkami i psami, spiąłem linkę na wzór zaprzęgu. Ten system znakomicie mi się sprawdza i co najważniejsze, ułatwia życie.
Mamy trzy psy, a ja myślałem, że Kros i Myszka to już balans na granicy zdrowego rozsądku. Ale nasze stado dogaduje się ze sobą wspaniale. Charakter Anis jest super. Krosio, Myszka i Anis uzupełniają się we wszystkim.
Mam za co dziękować Szefowi wszystkich szefów i Gaździe nad gazdami za to, że dane mi było znaleźć się tam gdzie trzeba w odpowiednim momencie.

Piątek 29 Lipca 2011
Dzisiaj rano myślałem, że nadszedł niestety ten smutny dzień kiedy Krochu mi zwieje. Znudzony bieganiem za latającymi patykami przestał zwracać na mnie uwagę, oddalił się, ale jeszcze miałem go w polu widzenia. Wołałem, zachęcałem do zabawy, nic nie pomagało. Oczami duszy widziałem już jak się spełnia najgorszy z możliwych scenariuszy. W akcie desperacji wziąłem patyka i....zacząłem biec w przeciwnym kierunku niż Kros. To ryzykowne posunięcie, o dziwo przyniosło jednak pożądany przeze mnie efekt. Kros wpierw niechętnie a potem dość szybko mnie dogonił. Wtedy go zapiąłem, oczywiście wpierw chwaląc Krosiula za to, że przyszedł. Co się strachu najadłem, to moje. Niestety, bez smakołyków w kieszeni nie mogę wybierać się z Krosem w teren.
Z Anis pracujemy nad kondycją. Jak dziewczyna ma dość, pada jak żaba i odpoczywa. Żadna siła jej przez parę minut nie jest w stanie ruszyć z miejsca. Jednak z każdym spacerkiem jest coraz lepiej.
Natomiast zadziwia nas Myszka. Doszliśmy do wniosku, że pod względem kondycyjnym Myszka to haszczak lub malamut dla niepoznaki zamknięty w niepozornym ciałku. Kiedy nawet Krochu ma dość, to Myszka może przebyć drugie tyle.

Wtorek 02 Sierpnia 2011
Dzisiaj mija miesiąc odkąd Anis jest z nami. Zawitała pod nasz dach tak niespodziewanie ale wspaniale wpisała się w naszą codzienność. Jakby od zawsze z nami mieszkała. Jest spełnieniem marzeń Marcina i Krosa. Myszka z każdym dniem coraz chętniej bawi się z Anis. Ale i jak Krosik ma ochotę, a on zawsze ma ochotę na wspólną zabawę to i z nim świetnie się bawią. Czasem kiedy cała trójka dokazuje, mamy cyrk za darmo. Nie żałuję decyzji o zatrzymaniu Anis.
Od paru tygodni odwiedza nas wiewiórka. Na działce rosną leszczyny i ten mały, zwinny rudzielec przemyka się w koronach drzew by dobrać się do smakowitych orzeszków. Z podziwem obserwujemy wiewiórcze kaskaderskie popisy. Chwilami mamy wrażenie, widząc jak przeskakuje z drzewa na drzewo, że jest spokrewniona z wiewiórkami latającymi. Oczywiście Krochu jest niepocieszony nie mogąc dopaść rudego futrzaka, bo ta z oczywistych względów jest poza jego zasięgiem.
Innym częstym gościem jest jakiś ptak drapieżny. Niestety nie wiem co to za ptica, ale ma bardzo charakterystyczny głos. Coś jakby krakanie ale różna od dźwięków wydawanych przez np. gawrony, kawki czy sroki. No i są żurawie. Ich krzyki o świcie ale i gdy przelatują nad lasem są dla mnie muzyką najwyższych lotów. Udało mi się zauważyć co najmniej trzy rodzaje dzięciołów. Aaaa, są jeszcze sowy. Z jakiej rodziny, nie mam pojęcia. Słyszałem ich pohukiwanie, ale samych ptaków nie zauważyłem. Ich głos to nie było to owo klasyczne pohukiwanie, wszystkim kojarzące się z sowami. Była to nagła, bardzo szybka seria sowich dźwięków. Jakby ptaszysko chciało kogoś zastrzelić z pistoletu automatycznego lub namierzyć.
Siedzi sobie człowiek bardzo późnym wieczorem, właściwie już nocą, podziwia rozgwieżdżone niebo z lekka przysłonięte chmurami a tu znienacka odezwie się taka sowa w wyżej opisany sposób i można się zdziwić.
I są w tych lasach sarny( albo jelenie), w dość licznych stadach. Parę lat temu, gdy w ciągu dwóch miesięcy udało się wypatrzeć jedną, no, dwie sarny, to był sukces. W tym roku jest zupełnie inaczej. Saren jest bardzo dużo i nie są już niecodzienną rewelacją. Kilka razy widziałem pojedyncze sztuki, parę razy dwie sarny. Zdarzyło mi się raz zaobserwować całą sarnią rodzinkę, przebiegały spokojnym, lekkim truchtem niedaleko mnie. Dosłownie po drugiej stronie szerokiej leśnej dróżki. Na przedzie mama sarna, potem trzy średnie sztuki, następnie trzy młode i na końcu pan tata sarna. Sarny rzadko robią hałas więc wszystkie te spotkania sarniego rodu zawdzięczam Krosowi. Niedawno, gdyby nie Krochu, przeszedłbym obok pasącej się sarny i nic bym nie zauważył. Skubała sobie listki z krzaczków i nie przejmowała się nami. Była bardzo blisko, w końcu uznała, że jesteśmy za blisko i jednym pięknym, niesygnalizowanym skokiem powiększyła odległość między nami i powróciła do przerwanej czynności, ale już w innym miejscu. Spotkania z sarnami mają miejsce między 5.30 a 7.30, wtedy nie puszczam psów bo i Krochu i Anis mają silny instynkt łowcy. Mógłbym zostać tylko z linką w dłoni i wspomnieniem po psach.
Od kilku dni nie byliśmy z Krosem na spacerze rowerowym z powodu deszczu i błocka, które zalega na leśnych dróżkach. Wczoraj nam się udało. Zaliczyliśmy dystans 9,5km.Tempo spokojne, tak między 12 a 17km/h. Ale chwilami rozwijaliśmy prędkość 22km/h. Wtedy Krosik biegł jak typowy północniak. Mam z Krosika wiele, wiele frajdy. Bałem się rowerowych spacerów z Krosem ale w lesie idzie nam całkiem, całkiem. Natomiast w mieście jest za dużo bodźców i raczej na rowerowe wypady z Krosem się nie odważę. Wziąłem potem Anis na rower. Tym razem Anis biegła niechętnie i zdecydowanie dawała mi do zrozumienia, że woli biegać za patykami a nie przy rowerze. Zaliczyliśmy zawrotny dystans około kilometra i wróciliśmy.
Dzisiaj znów idziemy z Krosem na rower, korzystając z dobrej do tego pogody. Taki wypoczynek, choć tego po mnie nie widać, lubię najbardziej. Siedzenie na plaży mi nie odpowiada, po paru minutach zaczyna mnie nosić. Zdecydowanie lubię wypoczywać w lesie, lubię też morze (ale bez wylegiwania się na plaży). Za to w górach czuję się źle, z powodu nadciśnienia związanego z cukrzycą. Niemniej podziwiam góry, ich piękno i majestat, wręcz mistykę gór(oraz udziec barani z dobrym piwem) ale w góry nie pojadę.
Jak wcześniej wspomniałem, Krochu zaczyna łapać znaczenie niektórych komend. Niektóre lepiej, inne gorzej, bez fajerwerków ale i bez tragedii. Krosik to bardzo pojętny chłopak, jak chce być pojętny. Bardzo się cieszę, że razem możemy przemierzać leśne dukty. Mijaliśmy się wczoraj z rowerzystką, potem z biegaczką a na koniec ze starszymi osobami z kijkami. Krosik zachowywał się bardzo dobrze. Właśnie matka natura objawiła w bolesny dla mnie sposób swoje drugie oblicze.
Użądliła mnie pszczoła, mnie trochę piecze ale pożyteczny owad w głupi sposób stracił życie. Pszczół mi szkoda, czego nie mogę powiedzieć o ich kuzynkach osach. Myszka pasjami poluje na osy ale i ona kilka razy poczuła, co to zemsta osy. Raz osa dziabnęła Myszkę w podniebienie, na szczęście lekko, ale innym razem Myszka została użądlona w łapkę i łapka spuchła. Po dwóch godzinach wylizywania z łapką było wszystko dobrze.

Środa 03 Sierpnia 2011
Udało nam się wczoraj z Krosikiem wybrać na przejażdżkę. Nie miałem zamiaru przejeżdżać zbyt wiele, ale tak jakoś się uzbierało wszystkiego razem około 12km.W pewnym momencie Kros omal mnie nie przewrócił. Jechaliśmy powoli, bo co jakiś czas przystawaliśmy by Kros mógł poczytać psią prasę i samemu coś napisać. Spotkaliśmy młodego człowieka na rowerze a za małym ludziem jechał jego tata. Całe zdarzenie trwało kilka sekund. Młody człowiek powiedział „dzień dobry” i zaraz dodał „jak się nazywa ten pies”.Odpowiedziałem na jedno i drugie a wszystko w czasie wymijania się na leśnej drodze. Tata młodego człowieka obdarzył mnie życzliwym uśmiechem i w tym momencie Krosik postanowił, że pobiegnie przy rowerze młodego człowieka. Oczywiście nie raczył mnie powiadomić z odpowiednim wyprzedzeniem o swoich zamiarach. Wykonał nagły w tył zwrot. I znów lewą ręką powstrzymałem łobuza, prawą hamowałem a resztą ciała, jak poprzednio, zacząłem wykonywać ekwilibrystyczne wygibasy co by zaoszczędzić twarzy bliskiego spotkania z drzewami i leśną drogą. Udało się i tym razem wyjść bez szwanku z tej opresji. Ale gdyby ktoś obserwował mnie z boku, miałby sporo radości i porządnie wymasowaną przeponę. Tak sobie jechaliśmy i jechaliśmy a w tzw. międzyczasie spotkaliśmy grzybiarzy. Dwóch ich było, mieli rowery i bojowego psa jamnikopodobnego, więc ich zdaniem mieli przewagę. No ale nie mieli jeszcze okazji poznać pana Krosa. Jako, że grzybiarz podczas poszukiwania grzybów zazwyczaj przyjmuje postawę typu zgięty w pół i uważnie lustruje podłoże i okolicę, myszkując między drzewami, robi wrażenie osoby knującej coś nieprzyjemnego. Kros nie wdawał się w rozważania egzystencjonalno-filozoficzno-przyrodnicze tylko od razu chciał wyjaśnić panom grzybiarzom, tubylcom, co myśli o ich zachowaniu. Jako, że Krosik łatwo nie daje za wygraną to aż trzy razy próbował wysadzić mnie z siodełka i dobrać się do wypiętych wypukłości cielesnych zgiętych w pół grzybiarzy. Panowie grzybiarze mają na czym siadać, bo udało mi się zapanować nad Krosikem.
Szkoda jednak, że nie dane wam było ujrzeć jak Kros przybiera przepiękną postawę, godną największych wystaw psich piękności. Mam pięknego i inteligentnego psa. Co dzień mnie na nowo zachwyca i cieszy.

Piątek 05 Sierpnia 2011
Odwiedził nas wczoraj kolczasty przyjaciel. I znów, gdyby nie reakcja Krosa to pan jeż przeszedłby sobie spokojnie wzdłuż granicy działki pod krzakami i nikt by go nie zauważył. Pan jeż wcale się nie przejął nami i naszymi psami. Spokojnie, powoli przetuptał sobie co miał do przetuptania i po kilkunastu metrach rozpłynął się w okolicznych krzakach. Kros co jakiś czas sprawdzał ślady, czy przypadkiem kolczasty przyjaciel raczy ponownie przedefilować uprzednio przebytym szlakiem.
Ale pan jeż udał się w sobie znanym kierunku i nie miał ochoty na powtórne spotkanie z nochalami naszej sfory. Normą jest, że jeże i koty buszują w nocy po działce. Można to poznać między innymi po wylizanych do czysta psich miskach. Idziemy za chwilkę na mały poranny spacer (jest piąta czternaście) tak około pięć i pół kilometra. Gdy jeszcze nie było Krosa z nami, pokonanie tej odległości było dla mnie nie lada wyczynem. A teraz to t y l k o pięć i pół kilometra.

Niedziela 07 Sierpnia 2011
Piąty sierpnia to był dzień ucieczek. Rano na spacerze spotkaliśmy, całe szczęście, że nie spuściłem psów ze smyczy, trzy.......dziki. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to dziki. W tych lasach n i g d y dzików nie było, więc byłem pewien, że widzę .....kucyki. Jest kilka stajni w okolicy. Człowiek czasem widzi to, w co może uwierzyć a nie w to, co naprawdę ma przed oczami. Dziki były zajęte swoimi sprawami i szybko zniknęły w głębi lasu. Wracając z Krosem z rowerowego spaceru spotkaliśmy gościa, który szukał swojego psa, brązowego labradora. Powiedział, że żona nie upilnowała psa. Wnioskując z tonu jakim powiedział te słowa, jego żona raczej nie miała lekkiego dnia. Wcześnie rano z kolei Myszka wybrała się na samotne zwiedzanie okolicy. Byłem niemal pewien, że Myszki nie znajdziemy bo łobuzica umie bardzo łatwo zjednywać sobie ludzi. Minka typu kot ze Shreka na tylnych łapkach i....już ma nową rodzinkę. Chodziliśmy po okolicy, nawoływaliśmy, ale bez rezultatu. Marcin nie powstrzymał łez a Michał, powściągliwy w okazywaniu uczuć zwłaszcza pozytywnych, powiedział „szkoda, że uciekła nawet ją lubiłem”. Na szczęście przedwcześnie użył czasu przeszłego. Tknięty pewna myślą poszedłem nad jezioro. Wpierw usłyszałem szczeknięcie Myszki, jako odzew na moje wołanie a po chwili wyłoniła się z zarośli okalających ścieżkę sama Myszka. Dobrze wiedziała, szelma jedna, że źle zrobiła. Kiedy mnie zobaczyła, położyła uszy po sobie i prawie się czołgała. Pomyślałem, że jak ją skarcę to gdy następnym razem znów wybierze się na gigant, skojarzy powrót z karą i nie wróci. Wziąłem łobuzicę na ręce, pogłaskałem i takie tam różne czułości otrzymała ode mnie na przywitanie. Od razu wstąpił w nią radosny duch. Cała w radosnych pląsach wiła się wokół mnie a potem szczęśliwa pognała do reszty rodziny. Chyba w całej okolicy słychać było ogłuszający łomot kamieni spadających z naszych serc. Również Anis miała ochotę na samotną wędrówkę. W porę to zauważyłem, a że dziewczyna jest usłuchana, więc wystarczyło raz ją zawołać i już była z powrotem. Do pełni „szczęścia”, gdyby nie linka, Krosik w tempie błyskawicznym wybrałby się w ślad za kotem, który „bezczelnie” śmiał pokazać się na Krosiowym terenie. Był już na działce sąsiada ale linka ma to do siebie, że utrudnia tego typu eskapady. Na działce jest małe oczko wodne, czytaj obrzydliwe, cuchnące bajorko będące wylęgarnią komarów zamieszkałe przez....żaby. Chwilkę byliśmy zajęci swoimi sprawami, dosłownie chwilkę. I właśnie wtedy Krochu, może w pogoni za żabą dał nura w to bajorko. Umyłem zaraz łobuza ku jego wielkiemu niezadowoleniu , ale chyba napił się trochę tego paskudztwa. Ma teraz rozwolnienie, obserwujemy go uważnie. Jak pojawią się inne objawy, natychmiast jedziemy do weta. Bo smecty ten małpiszon pić nie będzie.

Wtorek 09 Sierpnia 2011
Na szczęście skończyło się na strachu, Krosik jest zdrowy!!!!!!
Byliśmy ostatnio na kilku spacerach rowerowych i jak zawsze, było ciekawie. Przedwczoraj było parno, ciepło, a co za tym idzie, spacery czy rower z Krosikiem, choć mniej intensywne, były bardzo męczące. Zrobiliśmy 10 km i Krochu miał dość.
Dzisiaj przed południem zrobiliśmy 12 km, a Krochu wyglądał, jakby chciał co najmniej drugie tyle przebiec. Dzisiaj jest inna pogoda, chłodno jak na sierpień. W słońcu były 22 stopnie Celsjusza. Krochowi biegło się lekko, ale nie obyło się bez przygód. Tak mniej więcej w połowie dystansu Krochu bez ostrzeżenia, nagle, z lewej strony przebiegł na prawą. Nie jechałem szybko, ale wystarczająco, by spocić się z wrażenia. Zakończenie moich pleców do teraz pamięta wyrzucenie z siodełka w górę i powrót na nie, a następnie na rurę. Ale nie wylądowałem w krzakach, niemniej Krochu usłyszał, że jego pan zna niecenzuralne słowa i umie je dość głośno wypowiadać. Krochu chciał w krzakach użyźnić glebę, a że zrobił to w swoim stylu, panu zrobiło się gorąco i było boleśnie. Po tym incydencie aż do domu jechało i biegło nam się bez przygód.
Podczas porannego spaceru mieliśmy szczęście spotkać trzy sarny. Pierwsze dwie, sądząc po odgłosach, zostały moim zdaniem spłoszone przez jakiegoś psa. Wybiegły na ścieżkę prawie w miejscu, gdzie przechodziliśmy, ujrzały nas, w miejscu zawróciły i pobiegły dalej. Piętnaście minut później inna sarna przebiegła nam drogę. Lekkim truchtem wbiegła na porośnięte krzewami, drzewami i krzaczkami jagód spore wzniesienie. Popatrzyła na nas z góry, pięknie się prezentowała na tle lasu i światłocieni rzucanych przez słońce i drzewa. Po wymianie spojrzeń po prostu sobie poszła.
Lubię poznawać nowe ścieżki, dzięki temu nasze spacery nie są nudne. Często spotykamy różnych ludzi. Na niektórych Krochu reaguje prawie alergicznie, a innych mija obrzuciwszy tylko spojrzeniem.
Niestety w tych pięknych lasach co dzień można spotkać zmotoryzowanych grzybiarzy lub innych „miłośników natury”, zachwycających się pięknem przyrody z wnętrza swoich samochodów. Spotkałem dosłownie jednego gościa, który zostawił samochód na skraju lasu i poszedł piechotą na grzyby.
Do tego plaga (przepraszam za słowo) mądrych inaczej na quadach czy motocyklach do jazdy terenowej. No i goście z dwururkami i sztucerami. O tych panach mam swoje zdanie i nie jest ono pozytywne. Parę dni temu obudziła nas w środku nocy kanonada. Jakby na polowanie w blasku reflektorów wyruszyli „myśliwi” z bronią automatyczną. Tak, automatyczną! Słyszeliśmy kilka serii z karabinów maszynowych. Odróżniam wystrzał z dwururki, czy ze sztucera od serii z karabinu automatycznego. Podejrzewam, że owi „myśliwi” mieli tyle wspólnego z łowiectwem, ile ja z lotami kosmicznymi.
A poza tym na działkach nic się nie dzieje.

Środa 10 Sierpnia 2011
Zauważyliśmy, że Anis uczy się od Krosa niepożądanych zachowań. W pierwszych dniach wszystko było ok. Ale teraz dziewczyna podejrzała co i jak wyprawia Krochu, jej idol, i zaczyna postępować podobnie. Ku mojej lekkiej irytacji. Pan zaczął, ku jej zdziwieniu, uczyć i wymagać. Próbuje też wpychać się między mnie a np. Krosa kiedy go wołam by obywatela trochę poczochrać i ogólnie dać mu odczuć, że jest dla mnie ważny. Wtedy odsuwam Anis i zajmuję się Krosem czy Myszką. Krochu sprawa wrażenie, jakby mu to było obojętne, ale to tylko pozory. Po czochraniu i mizianiu w Krocha wstępuje nowy duch. Oczywiście Anis również otrzymuje swoją solidną porcję czułości. Kiedy jednak próbuje coś wymuszać, wtedy tego nie dostaje. Tak samo jest z Myszką.
Ogólnie jest super, aż miło patrzeć jak nasza gromadka się ze sobą dogaduje i bawi.

Czwartek 11 Sierpnia 2011
Wczoraj na porannym spacerze, podczas czasu latających patyków, pod koniec zabawy, Krosik zrobił sobie coś w przednią prawą łapę. Zaskomlał, popiskiwał, trzymał łapkę uniesioną a w końcu położył się i użalając się nad swoim losem patrzył mi w oczy. Podszedłem do biduli i zacząłem do niego spokojnie przemawiać a zarazem sprawdzałem, co z łapą. Po ogólnych oględzinach lekko rozmasowałem Krosikową łapkę i... najwidoczniej przestało boleć , bo Krochu wstał i spokojnie szedł obok mnie na smyczy. Nie miał już jednak ochoty na bieganie.
Po powrocie do domu po chwili, dosłownie chwili odpoczynku, zaczął zachęcać Anis do zabawy. Bawili się do czasu, kiedy to Anis prawie zaskowyczała z bólu. Krochu jak się rozochoci podczas zabawy, to trzeba go przywoływać do porządku. Anis z obolałą przednią lewą łapą przykuśtykała do mnie a ja jak poprzednio w przypadku Krosika, postąpiłem dokładnie tak samo i efekt był taki sam. Zaczynam się podejrzewać o cudowny, leczniczy dotyk.

Poniedziałek 15 Sierpnia 2011
Wczoraj byliśmy z Krosikiem na rowerze. Pokonaliśmy dystans ok. 12,5 km. Po powrocie Krosik poleżał i miał ochotę bawić się piłką i uganiać za dziewczynami. Zresztą, Anis i Myszka prowokowały Krosika do zabawy.
Jak wcześniej zauważyliśmy, Kros uwielbia bawić się piłką. Anis na początku nie wiedziała, co robi się z zabawkami, ale przyglądając się Myszce i Krosikowi nauczyła się, ile frajdy daje taka zabawa.
Teraz w lesie zamiast patyków rzucamy naszej niepowtarzalnej trójce piłki. Na Krosa piłka działa lepiej niż smakołyk. Więcej, patyków nie przynosi; biec po patyk tak, ale przynieść to już nie. A piłkę przynosi, zostawia i czeka, aż mu ją znowu rzucę. Tak samo postępują też Anis i Myszka. Po niespełna piętnastu minutach biegania za piłką psy szukają krzaczków jagód, by się w nich położyć i odpocząć, nawet Kros. Myślałem, że po wczorajszym dystansie Krosiu będzie miał dość, ale się pomyliłem. Na naszym spacerku biegał jeszcze za piłką - solidnie go wymęczyłem - dopiero wtedy miał dość. Wieczorem mieliśmy kolację przy ognisku. Psy leżały sobie niedaleko nas i było bardzo miło. Dym z ogniska skutecznie odstraszał komary, które od kilku dni bardzo nam dokuczały.
Odwiedziła nas rano„nasza” wiewiórka. Krochu jak zwykle się zdenerwował, a wiewiórka bawiła się z nim w chowanego. Zbiegła na dół i pokazywała się Krosowi, a gdy ten zerwał się, by powiedzieć jej, co myśli o rudych gryzoniach chowających się bezczelnie za drzewem, szybko wbiegła na górę i z wysokości, mam wrażenie, spoglądała drwiąco na Krosika. Potem wiewiórczym zwyczajem, skacząc z gałęzi na gałąź, poszła załatwiać swoje sprawy. Popołudniu znów się pojawiła, ale tym razem była zainteresowana leszczynami rosnącymi na działce. Zmyślne zwierzątko, chrupie na miejscu orzeszki (mimo, że są jeszcze zielone), zostawiając tylko skorupki. Stratę orzechów wynagradza nam przyjemność podziwiania tego sprytnego rudzielca.

Środa 17 Sierpnia 2011
Przedwczoraj przebyliśmy z Krosem dystans około 14,9 km, Krochu spisał się dzielnie.
Zwiedziliśmy stare ścieżki i poznaliśmy nowe. Bardzo miło spędziliśmy czas. Po drodze ustąpiliśmy miejsca rodzinie, która wybrała się ze swoim pieskiem na spacer. Ten piesek był o około jedną trzecią większy od Krosa. Myślałem, że to wyrośnięty kaukaz, ale pan wyprowadził mnie z błędu. Piesek był rasy mastiff hiszpański. Tak twierdził właściciel. Jak dla mnie był trochę za kudłaty, mastif oczywiście, nie właściciel. Wyobraźcie sobie mastiffa angielskiego w futrze i kolorach kaukaza. Piesek swoim wyglądem robi wrażenie.
Dzisiaj rano poszliśmy na długi spacer, tak ok.10 km. Teraz idziemy na drugi spacer i mam zamiar przejść ze wszystkimi trzema pieskami dystans 15 km. Zabieram ze sobą wodę, miseczkę i mały prowiant dla mnie, tj. dwa jabłka.
Na rower nie pójdziemy, bo jest za gorąco - 26 stopni.
Myślę, że z odpoczynkiem powinienem wyrobić się w jakieś trzy i pół godziny. Jest teraz 14.06, więc powinniśmy wrócić najpóźniej około 18.30.
No to wyruszamy; jest 14.20.
18.10
Jesteśmy już od czterdziestu minut w domu. Mamy za sobą, w nogach i łapach, piętnaście km. Udało nam się utrzymać niezłe tempo marszu. Kiedy kończyliśmy naszą „przechadzkę”, żona z Marcinem i Myszką wyszli nam naprzeciw – Myszka nie chciała iść z nami. Wzięli ze sobą piłki. Anis robiła wrażenie zupełnie padniętej a tu niespodzianka – biegała za piłką na równi z Myszką i Krosem. Zauważyliśmy, że Aniula to mała cwaniara. Kiedy widzi, że za późno wystartowała do piłki, zatrzymuje się. Ale gdy uda jej się odpowiednio wcześnie pobiec, to tak szybko biegnie, że nawet Kros ledwo ją dogania.
(Musiałem na chwilkę przerwać pisanie, bo Anis i Krosik mieli potrzebę, by się z panem poczulić.)
Anis po około 12 km ostentacyjnie położyła się jak żaba na drodze dając do zrozumienia, że ma dość. Po trzecim strajku zrobiliśmy odpoczynek. Pan napoił pieski, zjadł jabłka i popił swojej wody i czekałem kiedy będziemy mogli iść dalej. Nie czekałem długo, raptem jakieś 15 min. Oczywiście Krosikowi było takie bezczynne leżenie nie w smak i zaczął zachęcać Anis do zabawy. Anis nie dała się długo prosić i zaczęli bawić się w swój ulubiony sport: ciamkanie uszu, podszczypywanie policzków, przewroty, uniki, i tak w kółko. Widząc, co wyprawiają, dałem natychmiast rozkaz wymarszu.
I tak dotarliśmy do miejsca, gdzie spotkaliśmy się z moją żoną, naszym synem i Myszką.
Pamiętam, jak Anis padała po przejściu 2,5 km. A dzisiaj w sumie ma dziewczyna w łapach 25 km, 10 km rano i 15 km popołudniu. Jednym słowem, nabrała kondycji. Natomiast zastanawiamy się, czy jest jakiś dystans mogący powalić Krosa. Poranne 10 km w ogóle nie zrobiło na nim wrażenia, popołudniowe 15 też nie za bardzo. Trochę zmęczyło go bieganie za piłką, ale tylko trochę.
Anis właśnie kopie sobie grajdołek, żeby móc się wygodnie ułożyć. Tym jej kopanie różni się od Krosikowego kopania dołków, dołów i dziur na drugą stronę globu. Ona kopie by się wygodnie ułożyć a Krochu ...bo lubi kopać.
Cieszę się, że mamy Krosika i Anis. Myszka, mówi moja żona, jakby dzięki Anis złagodniała. Świetnie bawią się z Anis albo w trójkę z Krosem a do tego Myszka, gdy Anis lub Krosik przeholują, od razu swoim jazgoczącym bulgotaniem przywołuje całe towarzystwo do porządku.
Dopiero teraz widać, jak Krosikowi brakowało dziewczyny formatu Anis. Okazuje się, że Myszce też. Aniula znakomicie wpisała się w naszą ludzko-psią sforę.
Psiaki zjadły właśnie kolację i poszły spać. No, chyba jednak te kilometry zrobiły swoje.
Zastanawiam się gdzie w Poznaniu będę z nimi mógł pokonywać podobne dystanse. Chodzenie po lesie to zupełnie inne chodzenie niż po mieście. Coś wymyślę, oby tylko był czas na takie przyjemności. Krosik rozsmakował się w długich spacerach i Anis też już małe „spacerki” nie wystarczą. Ale to dobrze dla mojego zdrowia i samopoczucia. Bez dwóch zdań, jestem szczęściarzem mając takie wspaniałe psy. Wszystkie trzy znakomicie się uzupełniają.

Piątek 19 Sierpnia 2011
Wczorajszy dzień był dniem odpoczynku. Po przedwczorajszym „spacerku”
postanowiłem psiaków nie przemęczać. Rano zaliczyliśmy krótki, lekki spacerek tak około 3,5 km.Przed obiadem całą naszą psio-ludzką sforą wybraliśmy się na spokojny spacer. Po powrocie okazało się, że przeszliśmy dystans... 8 km.Tempo było bardzo spokojne, w tym jeden odpoczynek. Tak a propos tempa, gdy idziemy z Krosikiem np. tylko we dwóch, to nasze spokojne tempo marszu wynosi około 5,5-6,0 km/h. Po drodze mieliśmy okazję zobaczyć pasące się na polu tuż przy lesie dwie sarny.
W pobliżu działki, w miejscu gdzie został wycięty las, rzucaliśmy piłki i patyki naszym psiakom. W ten sposób jakby postawiliśmy kropkę nad i, aplikując psom dawkę porządnego zmęczenia. Wieczorem, podczas spacerku przed snem mieliśmy spotkanie z …..końmi zaprzężonymi do bryczki. Konie, a właściwie klacze, były rasy fiord, jak to określił lekko wstawiony woźnica. Spokojne, miłe koniki bardzo mi się spodobały. Psy zareagowały dość gwałtownie. Pan woźnica zatrzymał się i wołał do mnie z daleka bym śmiało puścił psy bo ”konie są spokojne i nic psom nie zrobią”. Nie o psy się bałem ale o konie, no i oto jeszcze, że psy mogłyby uciec. Anis i Myszkę puściłem, Krosa nie miałem odwagi tym bardziej, że to była pora wieczorowa i pojawiło się wielu rowerzystów. Krocha bardzo ciągnęło do koni. Koniki były spokojne i zrównoważone, co dodatnio wpłynęło na Anis i Myszkę. Po rozpoznaniu sytuacji po prostu położyły się przy drodze i....odpoczywały nie przejmując się końmi. Bardzo mnie dziwiło ich spokojne zachowanie, bo gdy na drodze przy działce pojawiały się konie, to wszystkie trzy robiły straszne larum na całą okolicę, a tu proszę, cisza i sielanka. Jak wspomniałem, Krosik czuł nieodpartą chęć, by podejść do koni i sprawdzić co to za stwory. Podeszliśmy powoli i ostrożnie, tak blisko, że koń pochylił głowę a Kros lekko uniósł swoją głowę i spojrzeli sobie głęboko w oczy, po czym w końcu..... dotknęli się nosami i tak chwilkę sobie trwali. Obie ręce miałem zajęte i nie mogłem zrobić zdjęć. Scena była jedyna w swoim rodzaju. Potem Krochu poszedł zobaczyć dlaczego dziewczyny leżą bezczynie, uspokojony nie przejmował się więcej końmi. Nagle konie, jak to mają w zwyczaju, machnęły ogonami by odpędzić natrętne owady. Cała trójka odskoczyła zdziwiona ale po chwili widząc, że to machanie to nic takiego, powróciły do przerwanej czynności. Konie rasy fiord, jak je nazwał woźnica, bardzo mi się spodobały. Nie za duże, ładne, spokojne koniki. Gdybym miał odpowiednie warunki, to kto wie, kto wie.
No nie, wiem na pewno, chciałbym mieć takie konie! Urzekły mnie spokojem i barwą tzn. umaszczeniem. Kawa z mlekiem i blond grzywa oraz ogon. Natomiast napity woźnica nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Rozmawialiśmy trochę o koniach i psach. Nie sądzę, aby w stanie, w jakim się znajdował, cokolwiek zrozumiał z tego, co mówiłem. Starałem się zachować kulturalnie no i chciałem się czegoś dowiedzieć o tych wspaniałych, moim subiektywnym zdaniem laika, koniach. Pochwalił mi się, oczywiście woźnica a nie koń, że obie klacze karmią źrebaki i...są w ciąży. No cóż, jak wspomniałem nie znam się na koniach, ale wydaje mi się, takie eksploatowanie zwierząt chyba nie jest w porządku.
Na spacerach spotkałem się z dziwnym dla mnie zachowaniem psów stróżujących. W pierwszym obejściu wartę pełniły: owczarek kaukaski, bernardyn, pirenejski pies pasterski oraz owczarek podhalański. W tym stadzie szefem był owczarek kaukaski.
Drugiego obejścia strzegły; bernardyn, onek i brązowy niufek, tutaj szefem był bernardyn. Co było dziwnego? Oczywiście nie to, że te psy strzegły swoich domów, ale ich zachowanie. Kiedy w jednym i drugim wypadku mijaliśmy z moim stadem owe domy, tamtejsze psy bardzo agresywnie ujadały. Kiedy zrozumiały, że nie są wstanie nam nic zrobić, nastąpiło to, co mnie zdziwiło. W pierwszym przypadku kaukaz rzucił się z furią na pirenejczyka a bernardyn bardzo czynnie i równie agresywnie mu pomagał. W drugim przypadku bernardyn rzucił się z taką samą furią na onka a niufek pomagał bernardynowi, ale nie tak agresywnie ja bernardyn. Po tych spotkaniach nikt mi nie wmówi, że bernardyny to tylko wielkie przytulaśne miśki. Taki powstał, niestety, w oczach ludzi obraz bernardyna po „Beethovenie”.
Dzisiaj z uwagi na pogodę o świcie wybrałem się z moim stadem na długi spacer.
Jak to lubię robić, poznawałem nowe dla mnie ścieżki. W ogólnych zarysach oczywiście wiedziałem gdzie mniej więcej jestem i gdzie powinienem daną ścieżką wyjść. W ten sposób obeszliśmy sporą część lasu. Z obliczeń wynikało, że mieliśmy w nogach i łapach około 14km.
Po powrocie Anis, która ani razu nie strajkowała i Krochu, który z kolei okazywał, że odczuwa niedosyt, lekko dyszeli i nic więcej. Myszka w ogóle nie była zmęczona. Mała szelma wczoraj znów wybrała się na samotną wycieczkę. Korzysta z małej dziury w płocie. Wołaliśmy, szukaliśmy i.... szkoda gadać, byliśmy wkurzeni na siebie, że Mycha znów nas wykiwała. Jednak po godzinie raczyła powrócić. Rano przed wyruszeniem zostawiłem psy na 30s. Dosłownie 30s.!!! Gdy wróciłem, Myszki już nie było. Gdy ją wołałem, Krochu głową zrobił ruch w kierunku gdzie Myszka zniknęła w krzakach. Mądry pies! Zawołałem ją i zaraz wróciła, najwidoczniej nie zdążyła zbyt daleko uciec. Wróciła szorując brzuchem po ziemi, wiedziała małpa jedna, że źle zrobiła.
Dzisiaj jest też bardzo szczególny dla nas dzień. O dziewiętnastej minie dziewięć miesięcy od dnia gdy Krochu jest z nami. Marcin się cieszy, że od dzisiaj z każdym dniem Krochu będzie u nas dłużej niż u Dakotki. A ja mam nadzieję, o jakieś 10 lat dłużej.Właśnie się porządnie zachmurzyło, zagrzmiało i zaczęło kropić. Ciekawe, czy to tylko takie sobie straszenie czy rozpęta się niezła awantura. Krochu jako pierwszy schował się do domu i nie ma takiej siły, która zmusiłaby go do wyjścia. Myszka położyła się na łóżku i....śpi. Anis też sobie ucięła drzemkę, ale na progu domu. Nic a nic nie przejmuje się burzą.

Wtorek 23 Sierpnia 2011
Od ostatniego wpisu minęło parę dni i trzeba coś napisać, a jest co!
W sobotę wybraliśmy się rodzinnie na mały spacer a zrobiło się z tego prawie 8 km. Odkryliśmy, okolicznym tubylcom oczywiście znaną a nam nieznaną, rozległą polankę na skraju lasu. Z trzech stron otoczona jest lasem a z czwartej strony są zabudowania. Całość wielkości ok. 2 ha. Psy miały używanie. Latały patyki i piłki, na zmianę. Ludzka część sfory zrobiła sobie mały piknik. Myszka zajęła się polowaniem na koniki polne, z pełnym zaangażowaniem i ogromną determinacją. Tak się zajęła polowaniem, że nie zauważyła, iż bardzo się od nas oddaliła. Przywołana wróciła, trochę zdziwiona, że taką odległość musiała przebiec. Krosik po biegach zajął się skubaniem piłki a Anis każdego z członków naszej rodziny po kolei zachęcała do okazywania jej czułości i miziania.
W pewnym momencie gdzieś z głębi lasu wynurzył się grzybiarz. Nim my go zauważyliśmy, Krosik spostrzegł go pierwszy, nim podjęliśmy decyzję, by Krosika przypiąć, a trwało to ułamek sekundy, Krochu już był przy gościu. Pośpieszyłem za Krosikiem i spokojnym głosem powiedziałem do grzybiarza, „Kros pana nie ugryzie ale niech pan zachowuje się spokojnie”. Krosik cały czas uważnie obserwował mnie i słuchał. Jestem pewien, że gdyby wyczuł z mojej strony strach czy zdenerwowanie, grzybiarz byłby w tarapatach. W pewnym momencie Krosik uznał, że jego interwencja jest zbyteczna bo pan czuwa i panuje nad sytuacją, i co sił w łapach pogalopował w przeciwnym kierunku. Myślę, że panu grzybiarzowi zrobiło się ciepło na widok pędzącego w jego stronę Krosa. Krosik, jak już kilkakrotnie pisałem, jest psem bardzo czujnym, nic nie ujdzie jego uwadze, na całe szczęście Anis i Myszka ograniczyły się do roli uważnych obserwatorów całej sytuacji, ale gdyby Krosik potrzebował wsparcia, natychmiast by mu go udzieliły.
W niedzielę po obiedzie wybrałem się z psami na mały spacer, przynajmniej takie miałem plany. Zabrałem z sobą wodę dla psów i siebie, i poszliśmy. Chciałem sprawdzić, dokąd prowadzą ścieżki, którymi jeszcze nie szedłem. Tak mniej więcej po 8km Anis zastrajkowała, no to zrobiliśmy postój. Napoiłem psy i siebie i po dziesięciu minutach poszliśmy dalej. No i jak to ja, po drodze sprawdziłem jeszcze jedną ścieżkę i w końcu uzbierało się 16,5km. Najmniej zmęczona była Myszka ale Anis i Krochu nie padali ze zmęczenia. Mam psy długodystansowe.
Pobieżnie przeglądałem relację na forum z dog-trekkingu w Łodzi. Dystans 30 km to dla nas za dużo, ale 10 km to za mało. 15 km byłoby w sam raz. Trochę też mnie przeraża to odnajdywanie punktów kontrolnych. To jednak zupełnie co innego chodzenie na długie spacery w lesie, który się w miarę zna, a chodzenie czy lekkie bieganie po terenie zupełnie sobie nieznanym i do tego odnajdywanie punktów kontrolnych i nie pogubienie się w lesie. Jestem pełen uznania dla uczestników, ale ja chyba bym się nie zdecydował.
Wczoraj rano wybrałem się z psami na polowanie za pomocą aparatu fotograficznego. Celem mojego polowania było wschodzące słońce. Po zrobieniu kilku zdjęć poszliśmy na mały spacer, po powrocie mieliśmy w nogach ok. 10 km.
Na spacerze dzięki Krosikowi nie wszedłem w paradę rodzinie... dzików!
Poszedłem sprawdzić, dokąd prowadzi wąska ścieżka i potem, kiedy wracaliśmy ową ścieżyną, nagle Krosik, ale i Anis i Myszka, szczególnie jednak Kros, zaczął się zachowywać tak jak wtedy, gdy zwietrzy sarny. Pomyślałem, że w pobliżu są zapewne sarny, i to całkiem blisko. Zatrzymałem się, nakazałem ciszę psom, z Myszką to było trudne, bo poszczekiwała cały czas. Po chwili w odległości ok. 30 m. przebiegła drogą, którą za chwilę chciałem iść, rodzina dzików. Trzy duże i cztery małe sztuki.
Kochani, Krosikowi przede wszystkim zawdzięczam, że ta przygoda skończyła się dla mnie tak szczęśliwie. Odczekałem jeszcze kilka minut, by dać dzikom czas na oddalenie się, i poszedłem dalej. Jakoś przeszła mi ochota na spacerowanie lasem i wróciłem polami do domu. Dla pełni niesamowitości owej chwili, po drodze w krzakach znalazłem na palu brzozowym zamocowaną czaszkę jelenia. Tego dnia po południu jeszcze wróciłem w to miejsce. Rzucałem psom patyki, Myszka swoim jazgotem napełniła las, więc żadne leśne zwierzę nie miało zamiaru się do nas zbliżać.
Jeszcze teraz czuję to zdziwienie zmieszane ze strachem na widok dzików. O mały włos, a wybiegłyby wprost na mnie a wtedy... dzięki Bogu, był u mego boku Krosik.

Sobota 27 Sierpnia 2011
Nasze psy, jak każde żywe i dość sprytne stworzenie, mają swoje specyficzne zachowania.
Obserwowałem jak piją. Krosiulek pije jak na porządnego psa przystało, kulturalnie i spokojnie, jedynie jeszcze nie umie po sobie sprzątnąć rozchlapanej wody. (Krosikowi zebrało się właśnie na czułości i musiałem go solidnie dowartościować głaskaniem i masażem kręgosłupem. To bardzo lubi, cały aż się wygina i kiedy przestanę, patrzy na mnie z wyrzutem.)
Myszka pije delikatnie jak... kot. To samo z posiłkami. Można patrzeć i nigdy nie mieć dość. W poprzednim wcieleniu musiała być kotem. O wilku mowa, właśnie przybiegła i domagała się swojej porcji pieszczot. Teraz zachęca Anis do zabawy, przyniosła patyka i obie wojują, aż Krochu się wkurzył, że go pomijają i jak to on, po malamuciemu, wkroczył do akcji. Musiałem interweniować, leżeli każde w swoim grajdołku. Oczywiście tylko przez chwilę. Znów się bawią i nawzajem się zachęcają do wspólnych gonitw.
Najweselej jest, gdy Anis pierwsza dopadnie patyk. Wtedy Myszka jazgocze ile sił w płucach, Anis dumnie, z uniesioną głową, idzie w moim kierunku a Myszka chwyta drugi koniec kija i tak uczepiona warczy, bulgocze, pomrukuje i całym swoim ciałkiem usiłuje Anis odebrać jej zdobycz. Oczywiście, z mizernym skutkiem.
Kiedy Krosik włącza się do gonitwy i pierwszy dopada patyka, Anis w połowie drogi daje za wygraną ale Myszka dzielnie walczy do końca, choć to z reguły wygrywa Krosa, ale Myszka nigdy się nie poddaje. (Znów musiałem uspokoić towarzystwo, teraz mogę pisać dalej).
Kiedy Anis pije, zauważyliśmy, że stosuje dwie techniki. Pierwsza technika to normalnie psie zachowanie przy wodopoju, druga, to zanurzanie całego psyka aż po oczy. Myślę, że w ten sposób się schładza. Niektóre psy żeby się ochłodzić, wkładają łapę do miski czy wiaderka z wodą. Sposób Aniuli na ochłodę bardzo się nie podoba Krosikowi. Myślę,że uważa to za marnowanie wody.
Krosik swoje posiłki zjada normalnie, choć bywa wybredny. Wtedy trzeba do karmy dodać paszteciku lub masełka. Kiedy w karmie jest masło, no to niech któraś z dziewczyn spróbuje tylko pomyśleć, by sprawdzić co Krochu wcina. Oczywiście dziewczyny dostają to samo. Anis to jest odkurzacz bez dna, ale i nie jest wybredna. Odnoszę wrażenie, że nie ma rzeczy, której by nie zjadła.
Myszka bardzo lubi wyjadać resztki karmy z miski Krosa. Kiedy Krosio konsumuje, kładzie się w pobliżu, w bezpiecznym pobliżu, w pozycji waruj i czeka na dogodny moment. Krosik czasem w trakcie posiłku odwraca głowę, żeby zlustrować okolicę a nawet na chwilę odchodzi od michy. To jest moment, na który czeka Myszka. Błyskawicznie podchodzi do miski Krosa, porywa dosłownie jedną kulkę i tak samo błyskawicznie się wycofuje, żeby zjeść upolowaną zdobycz. Kiedy Krochu jest głodny, te manewry Myszki są ryzykowne, ale kiedy kończy posiłek, wtedy tylko pobłażliwie rozbawiony spogląda na Myszkę. Myszka widząc, że nic jej nie zagraża, mimo pełnej swojej miski, wyjada to, co Kros zostawił, oczywiście jeśli coś zostawił. Kiedy karmię psy z ręki, Muszka i Kros bardzo ładnie biorą jedzenie, czasem Krosiowi zdarzy się być lekko zniecierpliwionym. Anis natomiast je łapczywie, czasem kłapie paszczą jak krokodyl, ale uczy się dziewczyna od Myszki i Krosa, jak należy się zachować przy posiłku i co panu się podoba a co nie.
Rano, nim zdam sobie sprawę, że się już obudziłem, Anis zaczyna mi pomagać dojść do siebie swoimi buziakami. Działa znakomicie, ja się bronię a Anis naciera z jęzorem. Nie ma wyjścia, wstaję i po paru chwilach, ku radości psów, idziemy na spacer.
Krochu kiedy widzi jezioro i załapie, że będzie kąpiel, wpada w coś w rodzaju amoku: „o rany, woda, woda, będę pływał, woda, woda...” i tak bez końca, dopóki nie znajdzie się w wodzie. A jak już pan rzuci piłkę a piłka, zdaniem Krosa, zbyt wolno wypływa na powierzchnię, Krosik... nurkuje po niesforną piłkę. Potem, gdy ją już poobgryza, przynosi i każe panu rzucać.
Anis też lubi pływać, ale nie lubi przegrywać. Muszę rzucać dwie piłki w różne miejsca. A i tak Krochu po złowieniu swojej ile sił w łapach płynie, by zdążyć przed Anis i zabrać jej piłkę . Myszka wchodzi do wody tylko do momentu, gdy woda sięga jej brzuszka, dalej nie. Oczywiście, umie pływać, ale nie przepada za kąpielami.
Myszka bardzo lubi bawić się piłką. Parę dni temu byliśmy nad jeziorem. W wodzie złapać piłkę tak małym pyszczkiem jak jej to trudna sztuka. Zamiast złapać piłeczkę, odpychała ją. Dość długo trwały zmagania Myszki, aż straciła grunt pod łapkami i musiała płynąć. Oj, bardzo była niezadowolona. Tego dnia było gorąco, więc i ona brodziła sobie chętnie przy brzegu. Krosik i Anis, gdy wracaliśmy do domu, byli bardzo zdziwieni, że to już koniec zabawy.
Dzisiejszy dzień też się zapowiada upalnie, już teraz termometr wskazuje 27 st. a to dopiero g. 9.14.
Lato, jak widać, postanowiło rozstać się z nami silnym akcentem. A jesień puka do naszych drzwi coraz mocniej. Byłem wczoraj w Poznaniu i niedaleko miejsca, gdzie mieszkam, rosną jesiony. Zauważyłem, że już bardzo pożółkły – czyżby wczesna jesień była zapowiedzią długiej, ostrej zimy? Z całego serca życzę sobie, abym był złym prorokiem.

Środa 31 Sierpnia 2011
Wczoraj wybraliśmy się z Krosem na ostatni w tych wakacjach spacer rowerowy.
Pokonaliśmy dystans około 15 km. Było bardzo miło do momentu, gdy Krochu poczuł,że musi w krzaczki na dłużej. Oczywiście, jak to on, zrobił to nagle. Niestety, tym razem nie miałem szczęścia i zaliczyłem klasyczną wywrotkę. Na szczęście tak jakoś się stało, że rower przechylił się, dzięki czemu nurkując ku matce ziemi nie nadziałem się na żadną wystającą część roweru. Kiedy się podnosiłem, Krochu z ogonem w krzakach robił „wielkie oczy” i patrzył na mnie zdziwiony, dlaczego kładę się na ziemi skoro to on biegnie a ja sobie siedzę i tylko pedałuję, więc nie powinienem być zmęczony. Bilans strat był następujący; potłuczone lampki, plastikowy błotnik do wyrzucenia, wygięty mechanizm przerzutki. Ja miałem rozwalony łokieć, rozwalone kolano, stłuczone dłonie i obolałe nadgarstki. Po wstępnych oględzinach siebie i roweru pojechaliśmy dalej. Po kilkunastu metrach spadł łańcuch, ale to był drobiazg. Przed nami było do pokonania jeszcze ponad 7 km.
Bez przygód, ale poobijany i zabrudzony mieszaniną ziemi i krwi dojechałem do domu. Po kąpieli i założeniu kilku plastrów okazało się, że nie jest aż tak źle jak wyglądało. Najbardziej ucierpiała moja duma.
Dzisiaj poszliśmy na ostatni spacer. Poszliśmy pożegnać nasz ulubione ścieżki i różne miejsca, w których tak wspaniale nam się odpoczywało. No, a teraz jesteśmy już w Poznaniu. Zaczyna się codzienny młyn, trzeba się na nowo odnaleźć w codzienności. W mieście żyjemy z konieczności, nie mogę powiedzieć, bym darzył miasto pozytywnymi uczuciami, przy wielu niewątpliwych zaletach miasta.


Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie
Awatar użytkownika
andante
aktywny leomaniak
aktywny leomaniak
Posty: 332
Rejestracja: 2009-11-14, 09:18
Lokalizacja: Poznań

Post autor: andante »

Było do czytania a teraz jest do oglądania. Filmik kiepskiej jakości :oops: ale chciałem pochwalić się swoim stadem w ruchu. ;-) :mrgreen:
http://www.youtube.com/watch?v=b09HGBjK_E4


Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie
Awatar użytkownika
andante
aktywny leomaniak
aktywny leomaniak
Posty: 332
Rejestracja: 2009-11-14, 09:18
Lokalizacja: Poznań

Post autor: andante »

I jeszcze trochę....dynamicznie _03_ :lol:
http://www.youtube.com/wa...n_order&list=UL
Ostatnio zmieniony 2011-09-24, 10:55 przez andante, łącznie zmieniany 1 raz.


Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie
ODPOWIEDZ