Przygody Szarlotty na rubieży
Moderator: Wroc_Luna
Przygody Szarlotty na rubieży
Wiekszosc forumowiczow poznala kocieta Freli wyhodowane przez Kokony, postanowilam opisac historie kiciakow na naszym forum jako ze ich losy sa powiazane z naszymi ulubionymi leonami.
Kokony przed I zlotem leomaniakow poszukiwali intensywnie chetnych do rozwiezienia kociat po Polsce. Stwierdzilam, a co mi szkodzi zaopiekowac sie Szarlotka moge ja przewiezc do Krakowa i przy okazji odwiedzic przyjaciolke, czyli upiec 2 pieczenie przy jednym ogniu.
I zlot leomaniakow w Budkach Zelazowskich obfitowal w liczne atrakcje. Jedna z takich atrakcji byl wypadek forumowej Archisi.
Plan sytuacyjny wypadku.
W wyniku tegoz zdarzenia osoba Archisi posiadla na prawej konczynie dolnej bardzo atrakcyjny ozdobnik w postaci zolciutkiego gipsu.
Jak widac na planie przyczynkiem wypadku byl "nomen omen" KOT, ktorego postanowila zapoznac Afri.
Szarlotka pojechala z Archisia do Belchatowa i niestety tam dziewczyny utknely.
Proba umieszczenia zoltego kulasa w samochodzie zakonczyla sie fiaskiem, z wyprawy do Krakowa nici.
Szarlotka na "tymczasie"
Ten przeciag to tez Szarlotka
Cdn.....
Kokony przed I zlotem leomaniakow poszukiwali intensywnie chetnych do rozwiezienia kociat po Polsce. Stwierdzilam, a co mi szkodzi zaopiekowac sie Szarlotka moge ja przewiezc do Krakowa i przy okazji odwiedzic przyjaciolke, czyli upiec 2 pieczenie przy jednym ogniu.
I zlot leomaniakow w Budkach Zelazowskich obfitowal w liczne atrakcje. Jedna z takich atrakcji byl wypadek forumowej Archisi.
Plan sytuacyjny wypadku.
W wyniku tegoz zdarzenia osoba Archisi posiadla na prawej konczynie dolnej bardzo atrakcyjny ozdobnik w postaci zolciutkiego gipsu.
Jak widac na planie przyczynkiem wypadku byl "nomen omen" KOT, ktorego postanowila zapoznac Afri.
Szarlotka pojechala z Archisia do Belchatowa i niestety tam dziewczyny utknely.
Proba umieszczenia zoltego kulasa w samochodzie zakonczyla sie fiaskiem, z wyprawy do Krakowa nici.
Szarlotka na "tymczasie"
Ten przeciag to tez Szarlotka
Cdn.....
- gingerheaven
- super leomaniak
- Posty: 6616
- Rejestracja: 2007-11-15, 22:57
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
- ania3miasto
- super leomaniak
- Posty: 2129
- Rejestracja: 2008-02-10, 13:06
- Lokalizacja: Gdynia
- gingerheaven
- super leomaniak
- Posty: 6616
- Rejestracja: 2007-11-15, 22:57
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
-
- super leomaniak
- Posty: 1096
- Rejestracja: 2008-07-04, 21:32
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
- gingerheaven
- super leomaniak
- Posty: 6616
- Rejestracja: 2007-11-15, 22:57
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
Historia Szarlotki. Część Pierwsza.
Zaczęło się tak...
Pewnego pięknego dnia pytam moje 6-letnie dziecko, jakie chciałby mieć zwierzątko. Synek, po chwili zastanowienia rzecze (bez cienia jakiegokolwiek entuzjazmu):
- Króliiiikaaaaaa...?
Patrzę zdziwiona i pytam, skąd ten brak emocji, na co Młody (przechera):
- Eeeeee, bo najbardziej na świecie to bym chciał kotka, ale ty się W ŻYYYYCIUUU nie zgodzisz!
- Co??? Nie zgodzę się??? A właśnie, że się zgodzę!!!
Po czym ugryzłam się w język... ale cóż... słowo się rzekło, a na twarzy Młodego zakwitł zwycięski uśmiech udanej prowokacji...
No i zaczęłam szukać kota, którym można by się było zająć. Zadanie okazało się skomplikowane, bo kot powinien być młody, żeby przyzwyczaił się od początku do hmmm.. pełnego energii temperamentu mojego dziecka.
Po kilku nieudanych próbach pytania w sklepach zoologicznych, znalazłam ogłoszenie: "Będą kocięta" i natychmiast na nie odpowiedziałąm. Niebagatelne znaczenie w historii ma fakt, że głoszenie opatrzone było informacją "małopolska"...
c.d.n. wkrótce:)
Zaczęło się tak...
Pewnego pięknego dnia pytam moje 6-letnie dziecko, jakie chciałby mieć zwierzątko. Synek, po chwili zastanowienia rzecze (bez cienia jakiegokolwiek entuzjazmu):
- Króliiiikaaaaaa...?
Patrzę zdziwiona i pytam, skąd ten brak emocji, na co Młody (przechera):
- Eeeeee, bo najbardziej na świecie to bym chciał kotka, ale ty się W ŻYYYYCIUUU nie zgodzisz!
- Co??? Nie zgodzę się??? A właśnie, że się zgodzę!!!
Po czym ugryzłam się w język... ale cóż... słowo się rzekło, a na twarzy Młodego zakwitł zwycięski uśmiech udanej prowokacji...
No i zaczęłam szukać kota, którym można by się było zająć. Zadanie okazało się skomplikowane, bo kot powinien być młody, żeby przyzwyczaił się od początku do hmmm.. pełnego energii temperamentu mojego dziecka.
Po kilku nieudanych próbach pytania w sklepach zoologicznych, znalazłam ogłoszenie: "Będą kocięta" i natychmiast na nie odpowiedziałąm. Niebagatelne znaczenie w historii ma fakt, że głoszenie opatrzone było informacją "małopolska"...
c.d.n. wkrótce:)
"Czy dom bez kota - najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego - zasługuje w ogóle na miano domu?" Mark Twain
- gingerheaven
- super leomaniak
- Posty: 6616
- Rejestracja: 2007-11-15, 22:57
- Lokalizacja: Polska
- Kontakt:
- ania3miasto
- super leomaniak
- Posty: 2129
- Rejestracja: 2008-02-10, 13:06
- Lokalizacja: Gdynia
z całą pewnością, tylko najpierw kupię dom z ogrodem. A to trochę potrwa;)
A poza tym Szarlotka nabyła pewnych... hmmm psich cech. Właściwie, jestem bliska pewności, że ona MYŚLI, ŻE JEST leonbergerem... Otóż:
1. jak się zmęczy to sapie z wywieszonym jęzorem (trochę nie-kocie zachowanie),
2. piszczy, jak szczeniak, zamiast miauczeć, jak na kota przystało,
3. chodzi za mną po domu tuż przy nodze
4. kiedy przychodzę do domu leci jak głupia przez całe mieszkanie, żeby mnie powitać w przedpokoju
5. jeszcze nie merda ogonem... ale chyba bym się nie zdziwiła...
:)
"Czy dom bez kota - najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego - zasługuje w ogóle na miano domu?" Mark Twain
Wracając jednak do historii Szarlotki...
Po wielce udanym kontakcie internetowo-telefonicznym z właścicielami przyszłego kocięcia (czyt. Kokony:) czekaliśmy spokojnie na rozwój sytuacji. Czyli na pojawienie się kota na świecie. Spaliśmy spokojnie, co jakiś czas wysyłając kontrolnego sms-a z pytaniem, czy może już..?
Aż pewnego pięknego majowego weekendu (maj tego roku, jak wiadomo, obfitował w dłuuuuuugie, piękne weekendy;)) otrzymaliśmy wiadomość: Frela urodziła!
Po serii przynależnych w takich okolicznościach gratulacji i wymianie uprzejmości w rozmowie objawił się problem: otóż w ogłoszenie zakradł się chochlik i zamiast MA-zowieckie, zaznaczył opcję MA-łopolskie..., co oznaczało ni mniej , ni więcej tylko tyle, że kot urodził się w okolicy stolicy, a my mieszkamy sobie szczęśliwie co prawda również w stolicy, ale już od paru wieków nieaktualnej...
Pomyśleliśmy sobie wspólnie, że co tam odległość! Znajdziemy jakieś rozwiązanie! Nie straszne nam odległości, choćbyśmy mieli po kota lecieć balonem! I po tych ustaleniach spokojnie spaliśmy dalej.
W tak zwanym międzyczasie rozwijaliśmy się epistolograficznie, i dzięki uprzejmości Kokonów zapoznawaliśmy się zarówno z wizerunkiem, jak i temperamentem kotki. Poznaliśmy więc historię rodu, matki, ciotek, babki i przyrodnich braci leonbergerów.
Zastanawialiśmy się przez chwilę, jakie niebanalne imię nadać kotce. Aż któregoś dnia na widok jednego ze zdjęć moje dziecko wykrzyknęło: jaka ona słodka!!! jak szarlotka! I tym sposobem problem imienia spadł nam z głów.
c.d. nastąpi:)
Po wielce udanym kontakcie internetowo-telefonicznym z właścicielami przyszłego kocięcia (czyt. Kokony:) czekaliśmy spokojnie na rozwój sytuacji. Czyli na pojawienie się kota na świecie. Spaliśmy spokojnie, co jakiś czas wysyłając kontrolnego sms-a z pytaniem, czy może już..?
Aż pewnego pięknego majowego weekendu (maj tego roku, jak wiadomo, obfitował w dłuuuuuugie, piękne weekendy;)) otrzymaliśmy wiadomość: Frela urodziła!
Po serii przynależnych w takich okolicznościach gratulacji i wymianie uprzejmości w rozmowie objawił się problem: otóż w ogłoszenie zakradł się chochlik i zamiast MA-zowieckie, zaznaczył opcję MA-łopolskie..., co oznaczało ni mniej , ni więcej tylko tyle, że kot urodził się w okolicy stolicy, a my mieszkamy sobie szczęśliwie co prawda również w stolicy, ale już od paru wieków nieaktualnej...
Pomyśleliśmy sobie wspólnie, że co tam odległość! Znajdziemy jakieś rozwiązanie! Nie straszne nam odległości, choćbyśmy mieli po kota lecieć balonem! I po tych ustaleniach spokojnie spaliśmy dalej.
W tak zwanym międzyczasie rozwijaliśmy się epistolograficznie, i dzięki uprzejmości Kokonów zapoznawaliśmy się zarówno z wizerunkiem, jak i temperamentem kotki. Poznaliśmy więc historię rodu, matki, ciotek, babki i przyrodnich braci leonbergerów.
Zastanawialiśmy się przez chwilę, jakie niebanalne imię nadać kotce. Aż któregoś dnia na widok jednego ze zdjęć moje dziecko wykrzyknęło: jaka ona słodka!!! jak szarlotka! I tym sposobem problem imienia spadł nam z głów.
c.d. nastąpi:)
"Czy dom bez kota - najedzonego, dopieszczonego i należycie docenionego - zasługuje w ogóle na miano domu?" Mark Twain